- Kiedy: wrzesień 2020
- Z kim: z Matyldą, Aśką i Pawłem
Słowacki Raj nieprzypadkowo nosi tę nazwę. Położony około sześćdziesiąt kilometrów od granicy z Polską, park narodowy pełen jest krętych wąwozów, leniwie toczących się potoczków i malowniczych polanek, z których można oglądać Tatry. Słowacy mają fantazję w prowadzeniu szlaków, czasem trzeba się przeciskać przez wąskie wąwozy, a czasem wspiąć kilkadziesiąt metrów w górę po metalowej drabince.
My spędziliśmy tam cztery dni, a oto nasze traski.
Lęk oswajany

Chcieliśmy coś prostego na początek dlatego wybraliśmy trasę krótszą, a w naszym mniemaniu również łatwiejszą. Tego dnia mieliśmy pokonać jedynie siedemnaście kilometrów. Wydaje się, że dużo, ale zważywszy, że planowaliśmy też trasy 24-kilometrowe to jednak było mało.
To Gustáv Nedobry wymyślił nazwę Słowacki Raj.
Weszliśmy na szlak Przełomem Hornadu, który wiedzie nad rzeką, kamienną ścieżką, czasem zboczem, czasem lasem, a czasem po metalowych stopniach tuż nad samą wodą. Ze szlaku skręciliśmy wkrótce do wąwozu (Kláštorská roklina), którym wspięliśmy się ku Kláštorisku. Wąwóz ma około półtora kilometra, po drodze minęliśmy jaskinię i siedem wodospadów. Wśród nich był ten, którego nazwa wywodzi się od nazwiska Gustáva Nedobry’ego. To on wymyślił nazwę Słowacki Raj. Na koniec weszliśmy na rozległą polanę, ze schroniskiem i widokiem na Tatry.

Z Kláštoriska zeszliśmy żółtym szlakiem ostro w dół. Zdawało się nam, że to już koniec atrakcji na ten dzień, ale kawałek dalej weszliśmy do Sokolia Roklina.
Ciężko się wycofać, jeśli na widok metalowych stopni i pomostów przecinających wodospad dostaniemy ataku paniki.
W wąwozie, podobno najdzikszym w całym Słowackim Raju, znajduje się najwyższy wodospad. Závojový pnie się w górę na wysokość 75 metrów pięcioma kaskadami, z których najwyższa osiąga dwadzieścia metrów. Znajduje się tam chyba najdłuższa drabina w całym parku, wąwóz jest trudno dostępny, a trasa jednokierunkowa, więc ciężko się wycofać, jeśli na widok metalowych stopni i pomostów przecinających wodospad dostaniemy ataku paniki. Trzeba iść do przodu, a w tym wypadku w górę.
Noga, oddech, ręka, oddech, noga, oddech, ręka, oddech, noga i tak w kółko, aż znalazłam się na szczycie. Jak było? Nie pamiętam, ale chyba ładnie, z tego, co widzę na zdjęciach Matyldy.
W każdym razie po tej trasie już nic w Słowackim Raju nie było dla mnie straszne!
Trasa: Prielom Hornádu – Kláštorská roklina – Sokolia dolina
Jeśli idziesz w górę zaraz zejdziesz w dół
Kolejnego dnia podjechaliśmy do uroczej mieścinki Pila, żeby stamtąd wejść do wąwozu Veľký Sokol. Trasa ma 6 kilometrów długości, jest jednokierunkowa i wiedzie głównie przez wąski wąwóz pomiędzy pnącymi się w górę skałami, które czasami mają blisko 300 metrów wysokości. Cudo!
Trasa: Roklina Veľký Sokol
W ciągu jednego dnia cztery razy podchodziliśmy i cztery razy schodziliśmy.
A potem przesadziliśmy i zrobiliśmy ponad 25-kilometrową trasę. Zaczęliśmy od Suchej Beli, przez Pod Bykarkou zeszliśmy puszczą nad zaporę Klauzy, weszliśmy na Tomášovský výhľad, czyli położoną na wysokości ponad 660 metrów skalną półkę, zeszliśmy w dół, nad Hornad, weszliśmy znów w górę, a potem granią przez Zeleną Horę zeszliśmy do Turistyckiego Raju. Uff. W ciągu jednego dnia cztery razy podchodziliśmy i cztery razy schodziliśmy. Trasa piękna, ale męcząca, dlatego lepiej byłoby rozbić ją na dwa dni.
Trasa: Roklina Suchá Belá – Tomášovský výhľad
Lęk oswojony
Ostatniego dnia znów podjechaliśmy do Pily, żeby przejść Piecky. Myślałam, że po Sokoliej Roklinie nic mnie już nie zaskoczy, ale to jednak tutaj była najwyższa drabina. Wzięłam oddech i małymi krokami weszłam na górę. Ze zdziwieniem odkryłam, że już się chyba tego nie boję. Lęk minął?

Zdjęcia: Matylda Małecka
Porady:
Spaliśmy tuż przy wyjściu na szlak, w Turistickym Raju, w pensjonacie Retro Socik, który jest bardzo retro, ale też bardzo w tym retro stylu zadbany i czysty. Miejsce prowadzi świetny gospodarz, pan Emil, a pomaga mu cała rodzina – córki, synowie i żona.
Na obiady najczęściej jeździliśmy do restauracji u Hudaka, w sąsiedniej wsi Hrabušice, gdzie oprócz dobrej knajpy znaleźć można rozpadająca się modernistyczną willę.
Słowacki Raj odradza się ludziom z lękiem wysokości i lękiem przestrzeni. Potwierdzam, bywa strasznie, ale da się to przejść. A ja po tym wszystkim już się chyba z lęku wyleczyłam.
A te wszystkie piękne zdjęcia nie są mojego autorstwa, tylko koleżanki Matyldy Małeckiej!